Polityka to pasja niejednego faceta. Kampania wyborcza miała skończyć się 8 maja, a przynajmniej ta jej część, która miała poprzedzać pierwszą turę głosowania prezydenckiego. Po kilkudziesięciu godzinach ciszy wyborczej i po przeprowadzeniu procedury głosowania mieliśmy poznać nowego prezydenta. Bardzo możliwe, że już po pierwszej turze ci, którzy wytypowali zwycięstwo Andrzeja Dudy, mogliby cieszyć się wygraną, szczególnie jeśli wykorzystali kody bonusowe do bukmachera.. Nie byłaby ona wysoka, bo eksperci widzieli w urzędującym prezydencie murowanego faworyta do reelekcji. Na pewno więcej zarobiliby ci, którzy wytypowaliby ewentualne starcie w drugiej turze Dudy z jednym z opozycyjnych kandydatów.
Jednak epidemia koronawirusa odbiła się nie tylko na zdrowiu Polaków czy narodowej gospodarce. Koronawirus jeszcze mocniej wyostrzył polityczny spór. Ostatecznie nie wiemy kiedy i na jakich zasadach zostaną przeprowadzone wybory i choć co prawda będzie to nowe głosowanie, ale najprawdopodobniej większość kandydatów jeszcze raz stanie do walki. Co muszą zmienić kandydaci na urząd prezydenta, żeby zwiększyć swoje szanse? A co wychodziło im do tej pory całkiem nieźle?
Kampanii bezpośredniej – brak. Kto stracił?
Epidemia koronawirusa dość szybko zmieniła bieg kampanii wyborczej. Kandydaci musieli zrezygnować z bezpośrednich spotkań wyborczych i to bardzo szybko odbiło się na ich notowaniach. Mało kto już pamięta, że jeszcze w połowie lutego kampania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z Koalicji Obywatelskiej, toczyła się od powiatu do powiatu. W niektórych sondażach zauważalny był trend, który wskazywał, że kandydatka głównej opozycyjnej siły umacniała się na drugim miejscu, a druga tura wyborów była niemal pewna. Stratedzy KO zapewniali, że to dopiero początek i spotkania z wyborcami jeszcze mocniej wywindują szanse Kidawy-Błońskiej.
W siłę rósł też Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego i tylko on mógł myśleć o włączeniu się do walki o drugą turę.
Pojawiające się z każdym dniem obostrzenia sprawiły, że osobisty kontakt z wyborcami stał się niemożliwy. Z dnia na dzień na placu boju został tylko urzędujący prezydent. Andrzej Duda skutecznie wykorzystywał swoją pozycję i niemal codziennie odbywał gospodarskie wizyty. W pewnym momencie spotkało się to jednak z potężną krytyką, a prezydent musiał zmierzyć się z zarzutami, że jeżdżąc po kraju nie stosuje się do zaleceń zachowania społecznego dystansu. Niemal z dnia na dzień szefowie sztabu Dudy zrezygnowali z wyjazdów i postawili na kampanię telewizyjno-radiowo-internetową, czyli taką którą prowadzili pozostali kandydaci. Mimo tej krytyki Andrzej Duda dość szybko stał się niemal pewniakiem do wygrania w pierwszej turze. Zadziałał mechanizm „jednoczenia się wokół flagi” (czyli przy rządzących) w momencie kryzysu.
Sejm daje życie, ale i przekreśla szanse
Część kandydatów miało jeszcze jedną możliwość prowadzenia kampanii. Sejm, choć w nietypowych warunkach, nadal działał. Kidawa-Błońska, Kosiniak-Kamysz czy Krzysztof Bosak - przedstawiciel Konfederacji – to politycy, którzy mogli zaistnieć w okrojonych debatach dotyczących epidemii. Byli też aktywni w mniej lub bardziej zakulisowych potyczkach o kształt wyborów i dyskusjach o stanie naszej demokracji.
To tutaj na całej linii poległa kandydatka KO. Wydawać by się mogło, że w Sejmie tak doświadczona parlamentarzystka, będzie czuła się jak ryba w wodzie. Nic bardziej mylnego. Kidawa-Błońska była często nieprzygotowana i bardzo zdenerwowana. Plan Koalicji Obywatelskiej był niejasny. Ogłaszanie raz bojkotu, a raz gotowości do walki sprawiło, że wyborcy Kidawy-Błońskiej poczuli się zdezorientowani i porzuceni.
Zdecydowany, konkretny i merytoryczny Kosiniak-Kamysz szybko wskoczył na drugie miejsce w sondażach. Możliwości skorzystania z trybuny sejmowej nie miał Robert Biedroń, szef Wiosny i kandydat Lewicy i to dość szybko przełożyło się na jego notowania. W Sejmie przemawiać nie mógł też Szymon Hołownia, kandydat niezwiązany z żadną siłą polityczną. On jednak od początku najmocniej postawił na działania w internecie.
Internetowy lider
I trzeba przyznać, że Hołownia był najlepiej przygotowany do internetowej kampanii. Nieposiadający za sobą bogatych w ludzi i pieniądze struktur partyjnych od początku zapowiadał, że nie będzie stawiał np. na uliczne billboardy (tych na ulicach nie było niemal wcale). Codziennie jednak komentował wydarzenia w luźnej domowej koncepcji. Były prezenter TVN-u nieźle wyczuwa emocje wyborców, choć nie obyło się bez „łzawej” wpadki. Od połowy marca zasięgi postów w mediach społecznościowych poszerzały się w niesamowitym tempie i Hołownia szybko dołączył do najbardziej rozpoznawalnych kandydatów i to też pozytywnie wpłynęło na jego sondaże. Co ważne z pierwszych analiz wynika, że Hołownia na swoją internetową kampanię, wydaje znacznie mniej niż politycy głównych partii.
Polityczny plankton skazany na pożarcie
Pozostali kandydaci byli mało widoczni. Swój moment miał Stanisław Żółtek, członek Kongresu Nowej Prawicy i Polexitu, który zaprezentował kartę do głosowania, jeszcze zanim mogła się ona pojawić w skrzynkach wyborców. Pozostali byli raczej niewidoczni i szerszej publiczności mogli się zaprezentować tylko w ciągu nieco ponad godzinnej debacie w TVP.
Niewiadoma nawet dla ekspertów
Co będzie dalej? Wydaje się, że nie ma większych szans na powrót do bezpośredniej kampanii. Politycy nadal będą musieli się walczyć o głosy w internecie, radiu czy telewizji. Zapewne jednak zmieni się nastrój w opozycji, która niechętnie patrzyła na wybory w maju i wydaje się, że działała nieco na „pół-gwizdka”. Możliwe, że będą też zmiany liście kandydatów. Dziś najbardziej zagrożone są pozycje Kidawy-Błońskiej i Biedronia. To oni wydają się być najbardziej zmęczeni dotychczasową kampanią i nie mieć pomysłu na jej sprawne kontynuowanie.
Jeśli epidemia będzie wyhamowywała kandydaci śmielej będą prezentowali swój program. Kampania może być bardziej zażarta, bo strach związany z wirusem powinien wśród wyborców opadać. Będą natomiast oczekiwać konkretnych programów gospodarczych czy zdrowotnych. Zapewne opozycja mocniej też uwierzy w pokonanie urzędującego prezydenta. Z każdym tygodniem efekt „jednoczenia się wokół flagi” może tracić na znaczeniu, a przynajmniej część wyborców może chcieć rozliczyć rządzący obóz polityczny i poniekąd ukarać go za stratę pracy czy pogorszenie warunków życia. Bukmacherzy na pewno mniej zdecydowanie będą obstawiać wygraną Dudy, a i mniej zarobimy stawiając, że to dopiero w drugiej turze rozstrzygną się losy wyborów.